top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraPsychoterapia HELP

Style przywiązania: jak wpływają na satysfakcję w związku?

Zaktualizowano: 13 lut

Czy zdajesz sobie sprawę, w jak wielkim stopniu wczesne dzieciństwo wpływa na najogólniej pojętą seksualność? Czy nasze podejście do relacji można "przeprogramować"? Czy wiesz, że wizyta u psychoterapeuty może poprawić jakość satysfakcji seksualnej skuteczniej od wizyt w sex shopach i od wprowadzania do alkowy coraz bardziej pikantnych praktyk? Wszystko to wyjaśni dziś Katarzyna Cieszyńska-Odedina, dyplomowana psychoterapeutka psychodynamiczna, psycholog oraz terapeutka zaburzeń seksualnych.




Gdyby spróbować pokusić się o najkrótszą i najbardziej przystępną definicję tego, o czym rozmawiamy, powiedziałabyś, że...


...style przywiązania to podstawowe wzorce poznawczo-emocjonalno–behawioralne, które utrwalają się w każdym człowieku w sposób nieświadomy, już we wczesnym dzieciństwie, w zależności od naszej relacji z opiekunem, głównie z matką. Kluczowy jest tutaj już pierwszy rok życia, gdy tworzy się baza stylu przywiązania, aby następnie sankcjonować się aż do około roku trzeciego. To właśnie na tym fundamencie kształtuje się nasz stosunek do bliskości, podejścia do drugiego człowieka.


Świetnie ujął to John Bowlby, czyli brytyjski psychoanalityk, psychiatra, naukowiec oraz twórca tego właśnie pojęcia, mówiąc, że styl przywiązania to taki wewnętrzny model roboczy, według którego przeżywamy emocje, mamy (bądź też nie) poczucie bezpieczeństwa i zaufanie w relacji, jak je eksponujemy oraz jak interpretujemy zachowania, słowa i postawy innych wobec nas. Na absolutnie każdej płaszczyźnie, włączając w to sferę erotyczną.


Rozumiem, że nasza przyszła satysfakcja seksualna "programowana" jest już w czasie, gdy dopiero raczkujemy i zaczynamy mówić, na wiele lat przed tym, gdy po raz pierwszy wejdziemy w relacje intymne z drugim człowiekiem?


Zdecydowanie tak. Istotne jest tutaj używanie właśnie słowa "programowana", a nie "zaprogramowana", bo przecież wszystko nie kończy się, gdy mamy wspomniane trzy lata, lecz ciągle ewoluuje; również w okresie dojrzewania, również podczas pierwszych doświadczeń seksualnych. Jednak to właśnie pierwszy okres naszego życia jest tutaj przełomowy. W tym miejscu zaznaczę, że nie stawiamy tutaj znaku równości pomiędzy seksualnością (która jest bardzo, ale to bardzo szerokim pojęciem) a satysfakcją seksualną.


No i kolejne istotne w tym wątku podkreślenie: sporym nadużyciem jest mówienie, iż style przywiązania kształtują jakieś aspekty naszej satysfakcji seksualnej. One jedynie korelują, dostrajają się do stylu, który jest w naszym przypadku dominujący.


To chyba idealny moment na poświęcenie paru słów najważniejszym stylom przywiązania?


Tak. Najistotniejsze są trzy z nich, czyli styl bezpieczny, lękowo-ambiwalentny i unikowy. W pierwszym przypadku zaufanie przychodzi nam w sposób naturalny. Nie borykamy się z problemem braku poczucia bezpieczeństwa oraz z niskim poczuciem własnej wartości. Pozytywnie patrzymy zarówno na drugą osobę, jak i na nas samych. Wszystko to z automatu przenosi się również do naszego życia intymnego.


Styl lękowo-ambiwalentny wykształca się w kontakcie z matką chwiejną emocjonalnie. Jej reakcje są różne, tak więc dziecko czasami styka się z czułością, a czasami musi przeżywać brak odpowiedzi na jego, czasami zasadnicze, potrzeby. Na przykład emocjonalne, jak złość i napięcie.

No a w pewnych momentach nie otrzymuje jakiejkolwiek odpowiedzi. A gdy opiekun jest nieprzewidywalny, w małym człowieku również zaczyna tworzyć się ambiwalencja.


Jak przekłada się to na późniejsze relacje romantyczne? Stoimy w rozkroku pomiędzy ogromnym pragnieniem bliskości a lękiem przed tym, że zostaniemy odrzuceni?


Dokładnie, raz dążymy do intymności, a raz się wycofujemy. Wiele zachowań partnera odbieramy jako odrzucające. Nieustannie szukamy potwierdzenia własnej wartości. Dla wielu takich osób – mówimy tutaj zwłaszcza o kobietach – sam kontakt genitalny jest całkowicie nieistotny. W relacji często dążą (jedynie) do spędzania czasu w sposób "romantyczny", przytulania się, gdyż tego rodzaju kontakty zaspokajają ich potrzeby z zakresu bliskości emocjonalnej i bezpieczeństwa.


Natomiast styl unikowy jest zdecydowanie najtrudniejszym z omawianych tutaj przypadków. Gdy nie doświadczaliśmy dobrego, bezpiecznego i ciepłego kontaktu z mamą, bliskość traktujemy jako coś, co nam zagraża, co nas krzywdzi. Chronimy się więc, unikając jej w kontaktach partnerskich, w relacjach romantycznych. Przejawia się w dużych trudnościach w tworzeniu intymności i ogromnym, najczęściej na poziomie nieświadomym, panicznym lękiem przed tym, żeby w jakikolwiek sposób być od kogoś zależnym. Nawet jeżeli mówimy o zależności całkowicie zdrowej i normalnej.


W kontekście seksualnym będzie się to przejawiało np. skłonnością do jednorazowych, niezobowiązujących wyskoków, gdyż są dla nas czymś znacznie łatwiejszym i bezpieczniejszym od zaangażowania emocjonalnego, bliskości i jakkolwiek pojętej zależności od drugiej osoby, którą odbieramy jako ryzyko bycia skrzywdzonym. Inną oznaką takich właśnie napięć, które przekładają się na ciało, może być naprawdę szerokie spektrum zaburzeń seksualnych, np. przedwczesny wytrysk.


Jak trudne jest "przeprogramowanie" swojego stylu przywiązania?


Jak twierdził Bowlby, a co potwierdziły kolejne badania, mamy tutaj do czynienia z konstruktem raczej stałym. Tak więc jakiekolwiek modyfikacje tego, co wykształciło się w dzieciństwie, są naprawdę trudne. W praktyce nie da się tego zrobić samodzielnie – tutaj idealnym miejscem jest psychoterapia. To właśnie tutaj świadoma praca nad tym, co tkwi w naszej podświadomości, może nauczyć innego funkcjonowania.


Niektórzy naukowcy twierdzą, że dla osoby reprezentującej lękowo-ambiwalentny bądź też unikowy styl przywiązania bardzo korzystny może być związek z kimś, kto ma styl bezpieczny. Daje to szanse na przepracowanie różnych rzeczy, jednak pod warunkiem, że jest świadoma swojego problemu. Jednak, skoro o łączeniu się w pary mowa, wielu badaczy zauważyło, iż tego rodzaju relacje nie są zbyt częste, bo raczej dobieramy sobie kogoś, kto ma podobny styl przywiązania.


Pozostając jeszcze przy wątku samoświadomości, powiedz, proszę, jak trudna jest w tym przypadku autodiagnoza?


Moim zdaniem wykonanie takiej właśnie autodiagnozy jest możliwe, jednak mówimy tutaj raczej o ocenie wstępnej, będącej zaledwie jakimś tam punktem wyjścia. Bo, owszem, w pewnym stopniu da się przeanalizować swoje środowisko rodzinne, prześledzić zarówno nasze dziecięce relacje z opiekunami, jak i to, co miało miejsce później, czyli związki oraz – co także istotne – relacje z obszaru koleżeństwa i przyjaźni. Jeżeli zadasz sobie odpowiednie pytania (na przykład: "czy w kontaktach z innymi zazwyczaj byłem otwarty, czy raczej budowałem dystans"? albo "czy w relacje angażowałem się bez problemu, czy może jednak przejawiałem skłonność do traktowania ludzi jako zagrożenia"?), masz szansę na wstępne wnioski.


Jednak zdecydowanie namawiam do tego, aby owego "przeprogramowywania" dokonywać wspólnie z kimś, kto pochyli się nad nami, wyposażony w odpowiednią wiedzę i doświadczenie. Czyli narzędzia, którymi dysponują psychoterapeuci.


Co będzie dalej? Jak ów proces wpłynie na nasze życie, włączając w to, a jakże, satysfakcję seksualną?


Z przymrużeniem oka odpowiem jak na psychologa przystało: to zależy. No a mówiąc poważniej: odpowiednio przeprowadzona terapia może odmienić każdą sferę naszej egzystencji. Bo – tutaj kolejne istotne wtrącenie, bazujące na badaniach naukowych, również prowadzonych w Polsce – u osób przejawiających generalne zadowolenie ze swojego życia oraz z relacji z partnerem znacznie wyższy jest także poziom satysfakcji seksualnej.


Jeżeli miałabym podać ciekawe różnice pomiędzy kobietami a mężczyznami, byłyby to następujące zależności: u pań im wyższe poczucie bliskości w związku, tym wyższa jest satysfakcja seksualna. Natomiast u panów: jeżeli niski jest poziom satysfakcji seksualnej, równie niskie jest poczucie odpowiedzialności za związek.


Wszystko to prowadzi to do jednoznacznego wniosku, że pojęcia satysfakcji seksualnej nie można sprowadzać wyłącznie do fizyczności, do orgazmu. Mamy do czynienia ze swoistym systemem naczyń połączonych; z obszarem, na który składają się także bliskość (rozumiana tutaj jako intymność) i poczucie bezpieczeństwa, a także otwartość na partnera.


Jeżeli dołożymy do tego zaufanie oraz umiejętność komunikowania się, dzielenia własnymi przeżyciami, to gwarantuję: jakość tego, czego doświadczamy w sypialni, może zwiększyć się w nieprawdopodobny wręcz sposób. Dodajmy, iż opisane powyżej rzeczy ułatwią nam nie tylko mówienie o własnych potrzebach seksualnych, są także patentem na znacznie większą otwartość na potrzeby drugiej osoby, szacunek wobec jej oczekiwań.


Kolejnym istotnym aspektem staje się znacznie lepsze zrozumienie tego, jak istotne są pieszczoty. Rozmaite, nie tylko te stanowiące elementy gry wstępnej, która prowadzi do stosunku. Dopiero ostatnim z istotnych elementów jest tutaj seks.


Katarzyna Cieszyńska-Odedina, tytuł magistra psychologii o specjalności klinicznej i seksuologicznej uzyskała na AGH, ukończyła 4-letnią Szkołę Psychoterapii Psychodynamicznej oraz 2-letnie Psychodynamiczne Studium Socjoterapii i Psychoterapii Młodzieży w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym (akredytowane przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne) oraz Szkołę Terapii Seksualnej u prof. Lwa Starowicza. Pracuje z dorosłymi, parami i małżeństwami oraz młodzieżą od 15 r.ż. Przyjmuje online: www.cphelp.pl/cieszynska



2479 wyświetleń0 komentarzy

Comments


bottom of page